Cóż, minął rok od tego tekstu i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Całkiem dobrze, bo wena zostawiła mnie samego na dłuższy czas i - jak zresztą widać - strona świeci sporadycznymi wpisami. Do poniższych słów dopowiem jeszcze, że wystarczy miłe słowo, żeby "święto" było udane. Enjoy.
***
(Tekst z 15.02.2015)
Wczoraj
były Walentynki, a jakoś tak przewinąłem się przez ten dzień, że
zapomniałem rzucić jakiegoś zbędnego komentarza na ten temat.
Niespecjalnie
pamiętam jaki i czy w ogóle zabierałem głos w ubiegłych latach. Moje
myśli się w każdym razie zaktualizowały do tej pory i jak kiedyś
najpierw uważałem to święto za fajne i zabawne, później go nienawidziłem
za fałszywą aurę pozytywności, tak teraz....
Teraz
uważam idee za piękną. Warto się obdarowywać prezentami, warto
podkreślać tym samym swoje uczucia. Ten jeden dzień, który przypomina,
że dla drugiej połówki, miłości lub nie, ale kogoś ważnego dla serducha,
należy poświęcać odrobinę ekstra uwagi i troski. Nadprogramowa
aktywność, za którą w szkolę zgarniało się szóstki, a w życiu supeł
zżycia z tym kimś staje się coraz ciaśniejszy. Smutne w tym wszystkim
jest to, że w ogóle potrzebujemy takiego dnia, który przypomina i
wyręcza z wysiłku przez resztę dni w roku.
I
to już piękne nie jest. Sama otoczka. Komercyjna i pusta. Pusta, bo
wiele osób traktuje to święto jako mus. Jak na Wigilie trzeba wtrząchnąć
karpika, tak w Walentynki musi taki delikwent zakupić serduszko, albo
kwiatuszka lub chociaż wyjść z ukochaną, bo się przecież obrazi.
Człowieki się rozleniwiają i Walentynki stają się kulminacją ich
namiętności w okazywaniu uczuć. Ludzka bezrefleksyjność i ślepa
świadomość sprawiły, że tak bardzo nie lubię ulic tego dnia, które w
zamyśle i na pierwszy rzut oka ślicznie i romantycznie wyglądają, a tak
naprawdę przedstawiają mozaikę dobrze sprzedanej miłości.
Ale
jak nie lubić tego święta, skoro tak wtedy prosto o zabawne obrazki
parek o minach zdradzających niechęć do trwającej właśnie randki lub
sytuacje, w których facet z bólem w oczach kupuje różę za 15 złotych od
mobilnego sprzedawcy, bo nie chce wyjść na skąpego drania. Kabaret,
normalnie kabaret.