źródło foto |
Chciałbym się teraz żachnąć i z zadartym wysoko pyszczkiem powiedzieć, że badałem przestrzeń randkowych społeczności w sieci wyłącznie na potrzeby tekstu i dla zabawy. Chciałbym, uzbrojony w rozbrajającą, twardą szczerość, powiedzieć, że większość kobiet, to w głębi serca jakieś zdziczałe bestyjki, które prędzej czy później wysuną pazury, albo odsłonią jakąś wysoce odstręczającą umiejętność. Chciałbym tak, bo byłoby prościej; a jak na pewno dobrze wiecie - bo widzicie jak w kraju jest - generalizacja i półprawda to świetna zabawa. Niestety, z internetową randką zetknąłem się w zupełnie inny sposób i okazuje się przy okazji, że niektóre kobiety nie mają nawet jednego pazurka i jedyne co są w stanie wysunąć, to pochopne wnioski.
Wbrew pozorom już na wstępie mogę odpowiedzieć na nurtujące pytanie „Czy używanie portalów randkowych i społecznych czyni ze mnie przegrywa?”. Otóż nie, nie czyni. Jednakże fakt, że się takowych narzędzi używa daje jasny sygnał, że coś jest nie tak; w twoim życiu, z twoimi uczuciami, charakterem, wyglądem lub szczęściem. Krótko mówiąc, ludzie bez defektów, niepoturbowani przez życie i innych ludzi na stronach tego typu pojawiają się najrzadziej. Chociaż… czy są na świecie inni?
Smutny początek…
Na portal ułatwiający zawiązanie nowych znajomości trafiłem przypadkiem i w rozpaczy. Zakończyłem wtedy poważny związek i coraz bardziej żałowałem swojej decyzji. Wobec tragedii - targany różnymi fazami smutku - zalogowałem się na Badoo, w którym znalazłem setki rozmytych, w złej jakości fotek z równie słabej jakości twarzami. Generalizując, trochę dres dup, trochę prawdziwych brzydul i odsetek ładnych kobiet. Niezależnie jednak od wyglądu, większość miała niewiele do powiedzenia; jakbym rozmawiał z maszynami zaprogramowanymi przez społeczeństwo powszechnymi zainteresowaniami, rzadkimi przemyśleniami i płytkim światopoglądem. Byłem jednak złamany – a później nawet mi się spodobało - więc prowadziłem grę dalej.
Następnie znalazłem portal o wdzięcznej nazwie ZaadoptujFaceta.pl, który potencjalnie nie różnił się od tego pierwszego poza tym, że oddawał pełną władzę nad wyborem potencjalnego kandydata do rozmowy w ręce żeńskiej części użytkowniczek. Po wciśnięciu przycisku „zaurocz” na profilu wybranki, w akompaniamencie gwiazdek i urokliwej, baśniowej melodyjki, dostawała ona powiadomienie o amancie zainteresowanym jej względami. Ponad to, po zaakceptowaniu zaproszenia do rozmowy, dziewczyny mogły dodać wartego uwagi Adonisa do „koszyka” co było w większości przypadków równoznaczne z zaproszeniem na kawę i seks na drugiej lub trzeciej randce.
Największa jednak różnica polegała na – co już sama nazwa zdradza – nastawieniu na typowo randkową stronę portalu; każda rozmowa nosiła znamię budującego się od podstaw związku lub jakiejś dziwnej relacji opartej na alkoholu i telefonie z zaproszeniem do łóżka o 4 nad ranem. W każdym razie, gdzieś z tyłu głowy zawsze paliła się lampka, że „to może być moja przyszła miłość” i tak samo było w kontekście każdego innego kontaktu na portalu – atmosfera tęsknoty za namiętnością była wszechobecna i towarzyszyła niemal każdej konwersacji.
Mimo wszystko, na stronie udawało się nieraz znaleźć ciekawe osoby, które miały do powiedzenia coś więcej poza tym, że lubią książki, film i muzykę. Najwięcej tej trudnodostępnej, jakościowej normalności* można było znaleźć w tych znudzonych, które bez specjalnych wysiłków szukały sposobu na zabicie czasu. W tym wypadku, zwykła rozmowa bez podtekstów dawała najlepsze rezultaty – zarówno zajmowała chwilę, jak i pobudzała, zamknięty w sobie od spotykanej na każdym kroku powierzchowności, umysł.
Niestety, pomimo wyjątków, wszechobecne były jednak dziewczyny noszące jakieś brzemię – za duży nos, za gruba, za krzywa, pojebana na punkcie hodowli mrówek czy cokolwiek innego, co sprawiało, że odwracało się wzrok z poczuciem dziwnego zniechęcenia.
Na tym poziomie uderzająca zaczęła być tendencja kobiet do upiększania się w wirtualnym świecie. Dobrze wykadrowane zdjęcie, przedstawiające uroczo uśmiechające się dziewczę zwraca uwagę i zwiększa szanse na nową znajomość. Problem zaczyna się, gdy dochodzi do spotkania i zamiast z tą piękną dzierlatką ze zdjęcia mamy do czynienia z jej karykaturą i nie wiadomo czy dzwonić na pogotowie, bo ją pobili czy ona rzeczywiście tak wygląda.
Naśmiewam się. Bo im się należy. Gdy kłamałem mamie, że wcale nie bluźniłem pani w sklepie, to dostawałem solidne tarmoszenie za ucho. Bo to kłamstwo, zwykła parszywość, mimo że zbudowana na kompleksach i w wielu przypadkach zwykłej umysłowej płyciźnie. Zresztą, to chyba nienajlepszy pomysł, żeby zaczynać znajomość od przekłamania na swój temat – wpisanie sobie w CV urzędu kierownika przy rzeczywistej funkcji zakładowej mrówki też nie prowadzi do niczego dobrego; dlaczego i w tym przypadku miałoby być inaczej?
Ta obłuda razi, ale też pokazuje z kim nie warto rozmawiać i daje pewien niekompletny pogląd jak postrzegamy siebie w mediach społecznościowych przez pryzmat ideałów i standardów, którymi bombardują nas zewsząd inne kanały przekazu. To zrozumiałe, że nikt nie lubi czuć się brzydko, że nasze wady uprzykrzają nam życie, ale w kontekście znalezienia partnera – tej podpory życiowej, która obdarzy uczuciem mimo wszystko – to najgorsze możliwe rozwiązanie. „Lobster” Yorgosa Lanthimosa pięknie obrazuje groteskowość takiego działania – obejrzyjcie ze zrozumieniem, polecam.
Na szczęście istnieje Tinder, czyli miejsce dla ładnych. Tam nie ma pojebanych lasek. Są tylko takie, które żyją w symbiozie z instagramowymi filtrami, modą i brakiem charakteru. Jedne podają swoje wymiary, inne piszą, że lubią być zołzami, następne lecą standardem i lubią film, muzykę i książki; każda zaś chce być zaskoczona podejściem – żadne tam „Hej”, „Co słychać?”, „Jak ci mija dzień?”.
W odpowiedzi na te oczekiwania kilkukrotnie zmieniałem swój opis i podejście, żeby zbadać reakcje użytkowniczek, tak bardzo szukających niebanalnego kontaktu. Byłem więc zaciętym, romantycznym poetą, który rzuca cytatami z rękawa i marzy o spacerach o północy – odzew był znaczny, atmosfera zazwyczaj bardzo swojska i otwarta, aż niektóre zwierzały się ze swoich sekretów i historii życia. Udawanie chuja zaś wyszło bardzo słabo i odzew był znikomy; być może dlatego, że bad boyem jestem raczej kiepskim, a gdy już komuś docinam, to tak, żeby krwawił. Przez chwilę pobyłem sobą, ale to było nudne i wreszcie rewolucję przyniosło obiecanie niespodzianki dla każdej, która napisze. Pisały więc jedna za drugą. Nawet odzywały się te, które z początku przez kilka dni nie odpowiadały na moją wiadomość. Niespodzianką był brak niespodzianki. Wirtualny faker, kopas w dupas. Dla mnie to była przednia zabawa, ale zdaję sobie sprawę, że mogła tylko pogłębić tę całą tinderową psychozę i przyszłe kontakty moich ofiar utrudnić jeszcze bardziej. Cóż, jeśli nie da się czegoś naprawić, można to zepsuć jeszcze bardziej. Dla sportu.
Wreszcie, po ponad roku odbijania się od miałkich znajomości zaczęło nawiedzać mnie poczucie żenady; ot rozgryzłem zjawisko, jednocześnie w nim uczestnicząc i współtworząc je. Niechęć do społeczności urosła nieproporcjonalnie, świat zrobił się nagle mniejszy, kolory straciły barwę – znudzenie wynajęło w pokoju kąt. Poradnikowe teksty dla gimbazy miały rację - lepiej nauczyć się poznawać analogicznie; w barze, na uczelni, w eterze. Polecam i nie polecam jednocześnie.
Wbrew pozorom już na wstępie mogę odpowiedzieć na nurtujące pytanie „Czy używanie portalów randkowych i społecznych czyni ze mnie przegrywa?”. Otóż nie, nie czyni. Jednakże fakt, że się takowych narzędzi używa daje jasny sygnał, że coś jest nie tak; w twoim życiu, z twoimi uczuciami, charakterem, wyglądem lub szczęściem. Krótko mówiąc, ludzie bez defektów, niepoturbowani przez życie i innych ludzi na stronach tego typu pojawiają się najrzadziej. Chociaż… czy są na świecie inni?
Smutny początek…
Na portal ułatwiający zawiązanie nowych znajomości trafiłem przypadkiem i w rozpaczy. Zakończyłem wtedy poważny związek i coraz bardziej żałowałem swojej decyzji. Wobec tragedii - targany różnymi fazami smutku - zalogowałem się na Badoo, w którym znalazłem setki rozmytych, w złej jakości fotek z równie słabej jakości twarzami. Generalizując, trochę dres dup, trochę prawdziwych brzydul i odsetek ładnych kobiet. Niezależnie jednak od wyglądu, większość miała niewiele do powiedzenia; jakbym rozmawiał z maszynami zaprogramowanymi przez społeczeństwo powszechnymi zainteresowaniami, rzadkimi przemyśleniami i płytkim światopoglądem. Byłem jednak złamany – a później nawet mi się spodobało - więc prowadziłem grę dalej.
Następnie znalazłem portal o wdzięcznej nazwie ZaadoptujFaceta.pl, który potencjalnie nie różnił się od tego pierwszego poza tym, że oddawał pełną władzę nad wyborem potencjalnego kandydata do rozmowy w ręce żeńskiej części użytkowniczek. Po wciśnięciu przycisku „zaurocz” na profilu wybranki, w akompaniamencie gwiazdek i urokliwej, baśniowej melodyjki, dostawała ona powiadomienie o amancie zainteresowanym jej względami. Ponad to, po zaakceptowaniu zaproszenia do rozmowy, dziewczyny mogły dodać wartego uwagi Adonisa do „koszyka” co było w większości przypadków równoznaczne z zaproszeniem na kawę i seks na drugiej lub trzeciej randce.
Największa jednak różnica polegała na – co już sama nazwa zdradza – nastawieniu na typowo randkową stronę portalu; każda rozmowa nosiła znamię budującego się od podstaw związku lub jakiejś dziwnej relacji opartej na alkoholu i telefonie z zaproszeniem do łóżka o 4 nad ranem. W każdym razie, gdzieś z tyłu głowy zawsze paliła się lampka, że „to może być moja przyszła miłość” i tak samo było w kontekście każdego innego kontaktu na portalu – atmosfera tęsknoty za namiętnością była wszechobecna i towarzyszyła niemal każdej konwersacji.
Mimo wszystko, na stronie udawało się nieraz znaleźć ciekawe osoby, które miały do powiedzenia coś więcej poza tym, że lubią książki, film i muzykę. Najwięcej tej trudnodostępnej, jakościowej normalności* można było znaleźć w tych znudzonych, które bez specjalnych wysiłków szukały sposobu na zabicie czasu. W tym wypadku, zwykła rozmowa bez podtekstów dawała najlepsze rezultaty – zarówno zajmowała chwilę, jak i pobudzała, zamknięty w sobie od spotykanej na każdym kroku powierzchowności, umysł.
Niestety, pomimo wyjątków, wszechobecne były jednak dziewczyny noszące jakieś brzemię – za duży nos, za gruba, za krzywa, pojebana na punkcie hodowli mrówek czy cokolwiek innego, co sprawiało, że odwracało się wzrok z poczuciem dziwnego zniechęcenia.
Na tym poziomie uderzająca zaczęła być tendencja kobiet do upiększania się w wirtualnym świecie. Dobrze wykadrowane zdjęcie, przedstawiające uroczo uśmiechające się dziewczę zwraca uwagę i zwiększa szanse na nową znajomość. Problem zaczyna się, gdy dochodzi do spotkania i zamiast z tą piękną dzierlatką ze zdjęcia mamy do czynienia z jej karykaturą i nie wiadomo czy dzwonić na pogotowie, bo ją pobili czy ona rzeczywiście tak wygląda.
Naśmiewam się. Bo im się należy. Gdy kłamałem mamie, że wcale nie bluźniłem pani w sklepie, to dostawałem solidne tarmoszenie za ucho. Bo to kłamstwo, zwykła parszywość, mimo że zbudowana na kompleksach i w wielu przypadkach zwykłej umysłowej płyciźnie. Zresztą, to chyba nienajlepszy pomysł, żeby zaczynać znajomość od przekłamania na swój temat – wpisanie sobie w CV urzędu kierownika przy rzeczywistej funkcji zakładowej mrówki też nie prowadzi do niczego dobrego; dlaczego i w tym przypadku miałoby być inaczej?
Ta obłuda razi, ale też pokazuje z kim nie warto rozmawiać i daje pewien niekompletny pogląd jak postrzegamy siebie w mediach społecznościowych przez pryzmat ideałów i standardów, którymi bombardują nas zewsząd inne kanały przekazu. To zrozumiałe, że nikt nie lubi czuć się brzydko, że nasze wady uprzykrzają nam życie, ale w kontekście znalezienia partnera – tej podpory życiowej, która obdarzy uczuciem mimo wszystko – to najgorsze możliwe rozwiązanie. „Lobster” Yorgosa Lanthimosa pięknie obrazuje groteskowość takiego działania – obejrzyjcie ze zrozumieniem, polecam.
Na szczęście istnieje Tinder, czyli miejsce dla ładnych. Tam nie ma pojebanych lasek. Są tylko takie, które żyją w symbiozie z instagramowymi filtrami, modą i brakiem charakteru. Jedne podają swoje wymiary, inne piszą, że lubią być zołzami, następne lecą standardem i lubią film, muzykę i książki; każda zaś chce być zaskoczona podejściem – żadne tam „Hej”, „Co słychać?”, „Jak ci mija dzień?”.
W odpowiedzi na te oczekiwania kilkukrotnie zmieniałem swój opis i podejście, żeby zbadać reakcje użytkowniczek, tak bardzo szukających niebanalnego kontaktu. Byłem więc zaciętym, romantycznym poetą, który rzuca cytatami z rękawa i marzy o spacerach o północy – odzew był znaczny, atmosfera zazwyczaj bardzo swojska i otwarta, aż niektóre zwierzały się ze swoich sekretów i historii życia. Udawanie chuja zaś wyszło bardzo słabo i odzew był znikomy; być może dlatego, że bad boyem jestem raczej kiepskim, a gdy już komuś docinam, to tak, żeby krwawił. Przez chwilę pobyłem sobą, ale to było nudne i wreszcie rewolucję przyniosło obiecanie niespodzianki dla każdej, która napisze. Pisały więc jedna za drugą. Nawet odzywały się te, które z początku przez kilka dni nie odpowiadały na moją wiadomość. Niespodzianką był brak niespodzianki. Wirtualny faker, kopas w dupas. Dla mnie to była przednia zabawa, ale zdaję sobie sprawę, że mogła tylko pogłębić tę całą tinderową psychozę i przyszłe kontakty moich ofiar utrudnić jeszcze bardziej. Cóż, jeśli nie da się czegoś naprawić, można to zepsuć jeszcze bardziej. Dla sportu.
Wreszcie, po ponad roku odbijania się od miałkich znajomości zaczęło nawiedzać mnie poczucie żenady; ot rozgryzłem zjawisko, jednocześnie w nim uczestnicząc i współtworząc je. Niechęć do społeczności urosła nieproporcjonalnie, świat zrobił się nagle mniejszy, kolory straciły barwę – znudzenie wynajęło w pokoju kąt. Poradnikowe teksty dla gimbazy miały rację - lepiej nauczyć się poznawać analogicznie; w barze, na uczelni, w eterze. Polecam i nie polecam jednocześnie.
*jakościową normalność rozumiem w tym kontekście bardzo osobiście. Tj. w świecie Tramplandu to ktoś niebanalny, wyróżniający się na tyle, żeby dyskusja była zacięta, a poznawanie naznaczone dozą sznytu; potyczka, po której się idzie do łóżka, nie na kolejną kolejkę.