fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta |
W sobotę. 15 października, odbyło się otwarcie nowej części pewnej galerii handlowej o zabawnej, wymownej nazwie w Ciechanowie. Wśród atrakcji nie zabrakło poczęstunku, konkursów z nagrodami oraz atrakcji dla najmłodszych. Całość miał swoją obecnością uświetnić aktor telewizyjny, filmowy i teatralny Andrzej Grabowski. Gwóźdź programu całej imprezy.
Gwóźdź do trumny
Od rana, od godziny 10, do centrum wlała się straszliwa, niezorganizowana masa uzbrojona w rozbiegane, ciekawskie spojrzenia i – z godziny na godzinę - coraz pewniejsze ruchy, a w szczególności ruch wyciągania po coś ręki; no, oprócz jednego starszego pana, który prosząc kogoś z obsługi o balon dla „dałniątka” zrezygnował z pomysłu, gdy okazało się, że trzeba iść za róg, tam, gdzie je rozdają. Dzieciaki przejęły na długie godziny stoiska z grami, a dorośli w tym czasie mogli zmarnować w spokoju czas na tym samym, na czym marnują przychodząc na zakupy bez konkretnego pomysłu.
Gdy minęły godziny szczytu, a gawiedź najadła się popcornu i wypiła wszystkie soki, prowadzący zapowiedział aktora „Świata według Kiepskich”. Pod sceną nagle zrobiło się ciszej, twarze zamarły w napięciu, każdy szybko znalazł dla siebie miejsce i oczekiwał. Co powie Andrzej? Czy uda się zrobić z nim zdjęcie? Da autograf?
Artysta wskoczył na scenę i przywitany gromkimi brawami rozpoczął show. W swoistym, kumpelskim stylu opowiedział jakąś anegdotę i przeszedł do następnej, oscylując w klimacie takich, co to każdy jest w stanie zrozumieć – jak żarty o teściowej. Po tych oszałamiających trzech czy czterech minutach komediowego szaleństwa, gość zaczął narzekać na hałas robiony przez dzieci, które w dupie miały jego występ. Później było już tylko gorzej. Andrzej dosłyszał się w tłumie odniesień do swojego „magnum opus” i sfrustrowany kojarzeniem go jedynie z Ferdkiem zdeptał biedaków pod sceną mówiąc, że ta rola dała mu Audi Q7, którym do nich zresztą przyjechał.
Opowiedziawszy dla świętego spokoju kilka anegdot z planu Kiepskich, aktor wrócił do swojego autorskiego występu i wyciągnął żarty ciężkiego kalibru. Tym razem jego opowiastki, mniej lub bardziej, dotykały bezpośrednio miasta i spraw mieszkańców. Tym razem zaśmiało się nawet więcej niż dziesięć osób! Wszystko wskazywałoby na to, że Andrzej popłynie – rozkręci karuzelę śmiechu i wszyscy wrócą do domu z barwnymi wspomnieniami, a filozofia tworzenia tożsamości biznesu zrodzi się ciałem i duszą na moich oczach.
Niestety powrócił temat hałasu, a na dodatek jakiś ortalionowy pionek podszeptywał cały czas coś o Halince, obracając w paluchach puszkę taniego energetyka z przyklejoną nań etykietą „Mocnego Fulla”. Andrzej nie wytrzymał i się wkurwił – „Andrzeju, nie denerwuj się” rzucone z tłumu nie pomogło – podchodząc na skraj sceny i machając mikrofonem przed czerwonym z zaskoczenia gimbusem. Zaproszenia na scenę i zaprezentowania się, młody nie przyjął. Wcisnął się za to bardziej pomiędzy kumpli i nerwowym śmiechem ukrył niezręczność i strach.
Uspokoiwszy nerwy, Grabowski dokończył anegdotę, podziękował, pożegnał się i zszedł sztywnym krokiem. Zanim wsiadł do swojego Audi podobno rzucił, że nigdy więcej i pojechał w stronę jakiejś większej cywilizacji. A tłum? Tłum w tym czasie już wpierdalał tort.
PS Andrzej Grabowski to niewątpliwie czołówka polskiego aktorstwa, człowiek-klasyka już. Wielokrotnie przyznawał, że denerwuje go kojarzenie z Ferdkiem. To zresztą zrozumiałe, że po latach ciężkiej pracy, chce się być docenianym za całokształt lub chociaż część dorobku, a nie jeden epizod. Mimo tego, Andrzeju, czegoś ty oczekiwał od centrum handlowego i ludzi, którzy spędzają tam wolny czas, a dzieci cały dzień biegają bez opiekunów?